poniedziałek, 23 lipca 2012

Emocje!! Emocje!

Ach! Ostatnio takie emocje mną targają! Łatwo się wzruszam, zawsze tak było, wyje jak zobaczę babcię moją co tuli Lenkę na zdjęciu i tak mi się tęskni do niej. I zaraz płaczę. A tęsknie nie tylko do Dziadków. Tęsknie za przyjaciółmi, którzy zostali tam gdzie chodziliśmy do szkoły a ja przecież ze Śląska byłam to i na ten Śląsk wróciłam na studia. Najbardziej to chyba tęskno mi za Lusią mą. Zbyt rzadko ostatnio się widujemy. Miało być inaczej. Świat tak się skurczył dzięki samolotom a my jakby rzadziej coraz. Na chwile tylko. Dzieci swoje oglądamy na zdjęciach a przecież miało być inaczej, te dzieci miały się znać. Tak marzyłyśmy... Nadrobić tego się chyba nie da...Tak nas los rozrzucił i szkoda trochę...
I czytam więcej ostatnio historii ludzkich. I też się wzruszam. Bo czasem to jakbym własne myśli czytała, tak podobne te życia. I marzenia przecież podobne u każdego. Zdałam sobie sprawę że pomimo iż tylu ludzi dookoła mnie, muszę sięgać gdzieś dalej, głębiej...
Nie napiszę co robiłam przez weekend, a zrobiłam wiele:) jestem dumna  ale o tym kiedy indziej.
Mam tyle myśli w głowie, tyle radości, która miesza się ze złością, tyle szczęścia miesza się ze zmęczeniem, tęsknotą.
I zatkało mnie na kilka dni. Nie wiedziałam co pisać, bo wszystko wydawało mi się płytkie i małe. Dalej się wydaje. Ochłonąć muszę, ogarnąć,
I w nocy budzę się z bólem głowy i zębów jakbym przez sen ściskała szczękę z całych sił. A przecież nie czuje się zestresowana... Może czasem niezrozumiana... ale to mniej ważne.
A jak klatki zdjęciowe widzę obrazy z mojej przyszłości jakby. Z przyszłości bo bardziej idealne życie. Takie wymarzone i cudne.
Wciąż czuję się jakby zawieszona, nie idę naprzód, nie robię pewnych rzeczy bo czekam... na swoje. Nie gotuję tego co chcę bo nie jestem u siebie i gotuje ktoś inny, nie sprzątam domu jak chce poza swoim pokojem bo nie jestem u siebie, nie wdrażam swoich sposobów na życie, nie urządzam i nawet już nie kupuje rzeczy które bym chciała kiedyś mieć bo nie mam miejsca na ich trzymanie. Odkładam na potem, jak będziemy u siebie to wtedy wszystko nadrobię. Tak sobie tłumaczę...
I męczy mnie to czasem bardzo. Męczy bo jestem w tym myśleniu sama. Bo nikt mnie nie rozumie. Bo przecież wszystko zmierza ku dobremu więc po co się zadręczam...
 I zamykam się w łazience żeby popłakać a żeby nikt nie widział bo w domu dużo ludzi. I sił brakuje czasem żeby walczyć o swoje. Wciąż wydobywam nowe pokłady energii żeby zwyciężyć. Ale męczę się zbyt szybko, odpuszczam trochę. Już sama nie wiem czy lepiej jest wykrzyczeć co mnie boli czy poupychać po kątach te bóle i poczekać, zobaczyć co będzie. Czy jak coś bardziej chowam w sobie to mniej boli? Chyba nie. Ale jak wykrzyczę to cierpią inni...
Chciałabym być dzieckiem... i nie martwiąc się o jutro, o dziś, o figurę, siedzieć i jeść lizaka...
fot. Aga Ciszewska

3 komentarze:

  1. pieknie opisalas swoje uczucia. a to wielki, olbrzymi krok w strone mniejszego bolu wewnetrznego! mowic o uczuciach! to jest tak niesamowicie wazne! mowic, wykrzyczec! nie musisz innych ranic! bloga masz, wiec mozesz krzyczec na blogu! czyz nie latwiej zrobilo ci sie jak taki post napisalas? mow mow mow.. po katach nie upychaj.. to tylko pogarsza sprawe.. powodzenia iza :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Łatwiej! To prawda, wiem o tym już od dawna że takie "terapie" pomagają. Pamiętniki, zapiski, listy itp. W życiu bywa różnie, ważne to jakoś radzić sobie w te gorsze dni. Wszystko zmierza ku dobremu.
    Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  3. :*juz do Ciebie pedze!:)juz za pare dni...za dni pare..:D

    OdpowiedzUsuń