poniedziałek, 28 stycznia 2013

Nuty me

Czasem uczepi się i nie chce odejść.
Tak mocno że już nawet w nocy o północy nucę pod nosem. 
Przy myciu i ubieraniu. 
Przy zabawie z Lenką.
W kolejce do kasy w sklepie nawet.
A w pracy ze słuchawkami na uszach siedzę bo jakoś tak lepiej się pracuje.

No po prostu chodzi za mną!
I niby zwykła piosenka to ale złapałam się na tym że ja ją śpiewam na głos a ludzie dziwnie na mnie patrzą bo pięknego głosu to ja nie mam.


Oto ona:


sobota, 26 stycznia 2013

Nocne rozmowy...


Brakuje mi rozmów...
O niczym i o wszystkim.
Ważnych i tych błahych bardzo.
Rozmów takich zwyczajnych, przy kawie czy herbacie. Na sofie w pokoju albo taborecie w kuchni.
Światło przygaszone lekko, tylko lampka nocna świeci. Muzyka cicho gdzieś tam sobie gra, jakieś radio... e,nie! to chyba Sting z płyty...

Brakuje bo czasu nie ma. No i z kim pogadać też nie ma...
Czasem spotkanie krótkie, na kawie, w przerwie między sklepem a kolacją... ciągle jakoś z pędzącym czasem na plecach.
Zostają nam rozmowy w domu, ze sobą. I rozmawiamy bo ja przecież uwielbiam rozmawiać... I choć czasem słowa są zbędne i nie trzeba już nic dodawać to i tak uwielbiam ten szept .. bo przecież Lenki zbudzić nie można...

I znowu wracam do tego punktu że już pragnę zamieszkać w tym domku naszym tak bardzo że chyba bardziej nie można. Choć pewnie za miesiąc okaże się że jednak można. Bo im bliżej tym ja bardziej doczekać się nie mogę. 
Ja już prawie wieszam na ścianach w pokoiku te ramki, układam zabawki i książeczki na półce, tej niżej żeby Lenka mogła sama sobie wziąć którą zechce.
Już prawie ścieram kurze i okna myję. Myślami. 
Myślami tak blisko jestem.
I blisko jestem tego by urządzać przyjęcia, zapraszać gości. 
Menu układam w myślach choć pieca nie kupiłam jeszcze nawet. 
Bliska by znów móc rozmawiać do późna przy herbacie..... ale teraz będzie jeszcze piękniej! Na werandzie, z widokiem na gwiazdy będziemy rozmawiać.







I to pragnienie to już tęsknota chyba.
Za bałaganem w pokoiku. 
Za rozpakowywaniem pudeł i układaniem wszystkiego tam gdzie zaplanowałam.
Za wanną, świecą i pachnącą melisą, bazylią i trawą cytrynową kąpielą.
Za odgłosem biegania bosych nóżek po podłodze, tej naszej podłodze.
Za zapachem pieczonych babeczek.
Za miękką pościelą  i sypialnią tylko dla nas.

I za rozmowami. 


Gdy będziemy siedzieć i wspominać jak to doczekać się nie mogliśmy, już tak blisko było bo łazienka to za tydzień może już, podłogi w terakocie za dwa.... kuchnia zamówiona, wymyślona będzie później bo kilka tygodni na te fronty drewniane poczekać trzeba było.
I wspominać będziemy jak się zastanawialiśmy czy Lenka to tak spokojnie i łagodnie przyjmie tą całą przeprowadzkę.

I śmiać się będziemy że ja taka w gorącej wodzie kąpana, że tak wszystko chciałam mieć zaplanowane na ostatni guzik...





Bo chcę.

I tęsknię...







wtorek, 22 stycznia 2013

Drobiazgi, które cieszą! Wygrana!





Ile szczęścia dają drobiazgi!!
Uwielbiam je!

A takie niespodziewane prezenty są najlepsze!
No i wygrane!
Na początku informacja o wygranej, takie niedowierzanie trochę. Niby to drobiazg, czasem nic wielkiego ale radości daje więcej niż nie jedna droga rzecz!

Wygrałam! Już drugi raz.
Pierwszy był u Paulinki, pisałam kilka słów TU. Wtedy  malutkie, śliczniutkie rączki Marcysi mnie wylosowały.
Witanie paczki w drzwiach to sama przyjemność. Uśmiech nie schodził z moich ust kilka dni.

A teraz u Oli. Prowadzi blog o modzie i rodzinny blog TU. I znowu małe rączki w ruch poszły, tym razem Natalki, pięknej niebieskookiej:)) Mam chyba szczęście do malutkich paluszków!!

Wygrałam bransoletkę z grupą krwi. Projekt autorski a inne piękne rzeczy można zobaczyć w sklepie ARTCHA.

Ucieszyłam się ogromnie na tą bransoletkę!
Kiedyś miałam breloczek przy kluczach do auta z grupą krwi ale potem zaczęłam jeździć na zmianę z Tomem mym i doszłam do wniosku że to niedobre rozwiązanie bo on ma inną grupę i gdyby kiedyś, coś... tfu,tfu.... mógłby ten brelok wprowadzić kogoś w błąd.
A bransoletka? Idealne rozwiązanie dla mnie! Dodaje uroku, a jednocześnie może okazać się tak przydatna!

Dziękuję Oli raz jeszcze. Mamy tę samą grupę krwi:) Służę pomocą jeśli przyjdzie potrzeba! Pamiętaj Olu!
Tyle radości mam!! Dziękuję Natalce! To dzięki niej do mnie przyszła paczuszka:)

A była piękna!!


Do niedawna nie wiedziałam jeszcze na czym polegają te zabawy CANDY. Powoli staję się małym ekspertem w tej dziedzinie:))

No i znowu pojawia się w głowie mej myśl że chciałabym Was czymś obdarować. I myślę na razie czym...
Macie pomysł?
Jakąś zabawę wymyślę wkrótce. I nad prezentem myślę wciąż:))



wtorek, 15 stycznia 2013

Pole bitwy!



fot. Basia Piotrowska


Poległam... Tak jakby...
Nasze dziecko robi co chce.

Na nic zdały się moje plany, o niejedzeniu słodyczy, o myciu ząbków regularnie, o warzywach w jadłospisie, o spaniu samemu w łóżeczku.... ech! i w ogóle!

Bo dziecko nasze teraz robi co chce. Dosłownie.
I wiem że to tylko nasza wina,  rodziców, jeśli o winie mówić można.
Bo niby jest ok. Dziecko radosne. Bawi się. Tańczy! Nawet śpiewa czasem, tzn bardziej powtarza coś co śpiew przypomina. Dokładnie jak tatuś!
Wrzeszczy i buczy jeśli dzieje się coś nie po jej myśli, (jak mama:)). A że spokój ważny dla nas bardzo więc rzadko buczy. I właśnie.

Nauczyła się wymuszać wszystko co chce. Mało kto ma tyle cierpliwości i siły woli żeby jej nie ulec.
Z tym spaniem to nie wiem kiedy tak wyszło, zawładnęła naszym łożem. W nocy potrafi nawet przerzucać mną z jednej strony na drugą. Lubi mięć dużo miejsca a że łoże duże to i wszystkim jakoś było dobrze. Łóżeczko za małe, szczebelki obijają ręce i w zasadzie służy tylko do dziennych drzemek. Położona wieczorem max dwie godziny prześpi a potem sama się gramoli do nas.
Nie panuję nad tym. Tłumaczę sobie że jeszcze troszkę. Nowe łóżko kupimy, nowy pokoik, dużo miejsca, przeprowadzka będzie to się oduczy...
I sama ciekawa jestem jak będzie.

Z tym jedzeniem to też tak jakoś samo. Nigdy nie byłam zwolenniczką zmuszania. Jadła jak chciała, jak nie to nie. Tylko że teraz sama chce decydować co będzie jadła i na pewno nie są to zdrowe warzywka albo mięsko jakieś pyszne.
I kłócimy się. Ja mówię że trzeba zjeść obiad a jeśli nie chce to nic innego nie dostanie. A ona do lodówki się dobiera i szuka parówki, jogurtu albo do szafki po kulki czekoladowe chce się dostać... A obiad przecież powinna zjeść... choć troszkę.

Na wodę pogniewała się ostatnio. Wrzeszczy jak się ją do wanny wkłada. I niby nic się nie wydarzyło, nie wystraszyła się, przeżyć wielkich w tej wannie nie miała. Nic. Nie chce się myć. Po prostu. I już nawet o myciu włosów nie wspomnę. Codziennie walka. A jak odpuszczam jej czasem to myślę sobie że to chyba mnie oddala od  mojego celu bardziej niż przybliża.

I ten nocnik nieszczęsny. Na siłę jej nie posadzę przecież. Mam wrażenie że kilka tygodni temu była bardziej rozwinięta w tej kwestii niż teraz. Majteczki treningowe, dwa nocniki, nakładka na sedes, książeczka "Nocnik nad nocnikami", cuda!!  I ona wie doskonale o co chodzi, kilka razy się udało, a teraz jakby zabawę miała że my tak chcemy bardzo ja posadzić gdzieś. Więc nie siada! I już!

Zęby umyje. I owszem. Ale sama. Broń boże żeby ktoś pomagał. Więc ja już wiem jak one są super czyste. Zwłaszcza że "lulu" to czekolada w jej języku i częściej gości na małych ustach jak "mamusia". Bo "MAMUSIA" (tak pięknie i czule) też mówi.

 Ubieranie, rozbieranie, przebieranie.... to mordęga jest ostatnio! Już nie marzę o strojeniu dziewczynki i sesjach fotograficznych. O nie! Spokój wolę!
Basi się udało! Zdjęcia są i nawet przebrała się dziewczynka w bluzę Patryka.




I co ja mogę??
Kocham jej uśmiech i radość. Nie potrafię  na siłę zmienić tego czego ona zmieniać nie chce.
Każdy po trosze się nią zajmuje. Mama po pracy, tata zależy jak zmiana wypadnie, babcia jedna  bo na miejscu jest i druga jak wolne ma. Każdy trochę rozpieszcza. Każdy coś swojego chce przekazać. Każdy po swojemu tłumaczy rzeczy ważne...

Nie panuję nad tym...

Może to i moja wina. Bo nie byłam stanowcza, bo nie przekazałam zasad. Bo dom teraz wykończyć chcemy i czasem po prostu nie chciało się więcej niż trzeba...
Może...
Ale jak widzę jej uśmiech na buzi jak sama je rosół, choć usmarowana od pasa do góry, i do wieczora tak biegać będzie bo nie chce się przebrać, to i mi się oczy świecą z radości.

Bo mądre dziecko jest z tej mojej Lenki i wiem że na wszystko przyjdzie czas....

środa, 9 stycznia 2013

Pierwsza pomoc




Życie kruche takie jest. I ważne bardzo. Ważne jak nic innego. Bo nie ma żadnego większego dobra niż życie ludzkie. Żadnego...

I gdy idę drogą i widzę leżącego człowieka na ziemi, zatrzymuję się. Wiem, nie zawsze.
Nie ważne że autobus ma zaraz odjechać, że spotkanie jakieś zaraz ma się odbyć, że zakupy trzeba zrobić, że czas...
Bo ten ktoś też może ważnym dla kogoś być.

I niewiele tak potrzeba by pomóc. Niewiele by życie uratować.
Zatrzymać się. Krzyknąć. Czy śpi? Czy pijany może? A przecież przy cukrzycy też alkohol czuć będzie. Poklepać, poruszać. Ale klepać po barku i zapamiętać że twarz to nie bark. Po twarzy się nie klepie.
Staram się szanować tego człowieka jakby bliski mi był...

Oddycha! Ufff! Zabezpieczyć i wezwać pomoc. Wystarczy. I tyle by wystarczyło tylko. Bo to prawem narzucone jest na każdego: WEZWAĆ POMOC.
A jeśli nie oddycha? Oby nikt nie musiał korzystać z tej wiedzy, zdobytej na szkoleniach BHP! Oby!
Czekać z rękami założonymi? Tłum gapiów zaraz dookoła. Każdy się chowa, nikt nie chce odpowiedzialności wziąć na siebie. A przecież ten kręgosłup czy te żebra nie potrzebne będą jeśli nie będzie życia...

Skaczemy ze stratosfery, rodziny prawie zakładamy na Marsie ale szkód jakie wyrządza niedotlenienie mózgu nie potrafimy zlikwidować.
Medycyna nie jest w stanie cofnąć zmian wywołanych niedotlenieniem.
Więc nie można tylko stać!

Niby ciągle się to zmienia... ile wdechów, ile uciśnięć... nie pamiętam. A gdzie uciskać? Sutki, mostek, linia... nie ważne to! Środek klatki piersiowej i już! Działasz!
30 uciśnięć! Szybko! Tempo 120 na minutę!
Dwa wdechy. Odchyl głowę! Uciskaj!
I tylko uciskaj jeśli nie masz ochoty dotykać ust, nie masz maseczki. Uciskaj aż przyjedzie pomoc. Przecież w komórkach jest tlen tylko serce stoi i trzeba to pompować jakoś!
Przez ubranie bo przecież nie będę rozbierać do rosołu kogoś jak tu tyle pseudofotoreporterów nagle! Każdy telefon swój ma i taniej sensacji szuka. A ten kto leży też godności potrzebuje.

Tak. I myślę teraz co ja w apteczce właściwie wożę? Bo wożę, choć przepisy mówią że nie muszę. Ale to przecież wstyd nie mieć apteczki. Tak myślę.
I czy będę w stanie stanąć w obronie życia i walczyć o życie... czyjeś życie?
Bo spustosznie w głowie się dzieje gdy pomocy trzeba komuś bliskiemu udzielić.
Wtedy pewnie nie będę umiała nawet zatelefonować. Ech!

A teraz gdy zima, zmrok szybko zapada, to gdyby Lenka była starsza , gdyby tuptała do szkoły, obwiesiłabym ją odblaskami jak choinkę chyba!!

To temat jest ogromny! I każde szkolenie choć dłuży się nieskończenie to i tak zbyt krótkie jest przecież. Gdy przyjdzie ta minuta, ten egzamin, okazę się ile potrafię.
Oby nie przyszedł.

Bo życie ludzkie tak cenne jest... i kruche.
I wystarczy chwila by zgasić je.
I chwila wystarczy by uratować je.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Ten czas...



Czas biegnie...
ja go gonię, wciąż i wciąż...
 
I nawet nie chcę się zatrzymać. Nie teraz. Może za tygodni kilka, miesięcy...
teraz oglądam, przeglądam katalogi, sklepy odwiedzam i strony internetowe. A trudno tak podjąć decyzje. Te decyzje ważne na kilka lat.
I już mam głowę wielką i naładowaną informacjami.
Usiąść chciałabym na chwile, u siebie w salonie....
Ech! Poczekać muszę... a ja przecież w gorącej wodzie kąpana jestem. Zawsze byłam! Wszyscy dookoła sprowadzali mnie na ziemię a ja tak nie znosiłam tego uczucia gdy się na coś naszykowałam, całą sobą żyłam tym a nagle okazało się że jeszcze nie teraz. Że poczekać muszę.
To drugie poruszenie już nie było takie samo...
To okropna cecha. Dziś cierpliwość w cenie. A u mnie jej brak, totalny!

Ale radość jakaś we mnie jest. I zniosę przecież wszystko!
Jak dziecko się cieszę! I w naiwności swej dziecięcej trochę, szukam wciąż szafki na klucze, takiej wyjątkowej.
Uczepiłam się tej szafki i nie mogę odpuścić!
W wyobraźni swej widzę jak wygląda ale nie ma jej nigdzie.
A czas przecież na coś innego. Glazury, gresy, terakoty... a ja tej szafeczki szukam.

I poruszona jestem bardzo bo fronty kuchenne wybrałam!!
I monotematycznie tak dziś!




Jutro będzie inaczej!
Walczymy z chorobą...