niedziela, 30 grudnia 2012

W Nowy Rok z wyobraźnią...




Świat się zmienia.
Zmienia się zwłaszcza gdy rodzi się dziecko.
Każdy Rodzic chyba to wie.

Zmienia się. Jest lepszy. Bardziej wyraźny. Bardziej doceniany chyba.

Jak Lenka śpi ja uśmiecham się i dziękuję codziennie za to co mam. I myślę sobie że tyle rzeczy chcę jej pokazać, przekazać... tyle że aż nie wiem czy się uda.
 Bo czy ja kiedyś zastanawiałam się nad tym jak pachną kwiaty?? No zastanawiałam jedynie że są różne kwiaty i różnie pachną ale dlaczego, skąd, po co??
A dziecko pyta. Nie pyta dokładnie bo mówić mało mówi ale pyta. Swym spojrzeniem, palcem wskazującym macha i tylko słychać "to?", "a to?".
I każda odpowiedź moja musi być bardziej przemyślana.
Bo teraz muszę bardziej ważyć słowa, muszę bardziej zwracać uwagę na to co mniej ważne się wydawało. Bo mniej ważne dla mnie było a dla dziecka takie nie jest.

Czy ja się zastanawiałam kiedyś dlaczego rzeczy się nazywają jak się nazywają??
Może się zastanawiałam w interancie z dziewczynami dlaczego skarpetki są skarpetkami skoro powinny być "stopawiczkami" gdyby za tropem "rękawiczek" pójść.

Potem zobaczyłam skarpetki z palcami i wykrzyknęłam w myślach "stopawiczki!!!". Ale tyle mego zastanawiania się nad znaczeniem słów było chyba...

A teraz jakby odkrywam na nowo sens każdego słowa. Znaczenia wszystkiego na nowo się uczę.
Bo chciałabym wrażliwość wpoić. Indywidualizm i oryginalność.
Tak niedawno jeszcze przecież życie było inne.
Teraz widzę małe rzeczy. Wyjaśniam i objaśniam to na co niedawno nawet uwagi nie zwracałam. Przejmuję się bardziej. Mocniej czuję i lepiej smakuję.

Dziś chciałabym aż łapać rękami wszystko co się da! Dać!! Pokazać!! Ofiarować wszystko!! Wszystko co piękne i dobre! By sens był zawsze, dobre myśli i słowa ciepłe!

U progu Nowego Roku, gdy znów czas na podsumowania, plany i postanowienia.  Ja nie chcę postanawiać. Ja chcę spełniać wszystko!

I czasem tylko czarne myśli nachodzą, że ten świat taki niesprawiedliwy. Taki szary i ponury...

Ale dzieci mają dar. Jak Anioły zmieniają nasz świat na lepszy.




A w Nowym Roku Wam i Nam życzę oczu widzących piękno świata. Piękno życia.
Wyobraźni dziecka by widzieć to co już niewyobrażalne a przecież możliwe. I sił by to spełniać!!

piątek, 28 grudnia 2012

Było tak pięknie...


Były Święta...
Była Wigilia... nawet dwie. Każda na swój sposób inna i każda tym samym wyjątkowa.  Odświętne stroje, wyjątkowy nastrój i pyszne potrawy...
Kolędy... Kocham ten czas! Śpiewanie w gronie najbliższych kolęd jest piękne! Telefony z życzeniami do tych co z nami być nie mogą i zawsze w tle ten śpiew musi być. Tak Świątecznie...

Zatrzymać czas bym chciała... Te dni takie piękne, magiczne, wyjątkowe...

Wzruszenie moje też było. Zawsze się wzruszam, odkąd na świecie jest Lenka jeszcze częściej i jeszcze bardziej. Potem śmiać mi się chce ale gdy podchodzę do mamy albo siostry z opłatkiem, słowa grzęzną w gardle, głos się łamie i łzy napływają do oczu. A Tomowi memu musiałam się już wypłakać. No i cóż ja poradzę... Tyle emocji ostatnio, tyle wydarzeń, tyle stresów, radości i zmartwień. Emocje puściły, jak zawsze puszczają. W Wigilię właśnie...

Prezenty też były... i moja radość jak widziałam uśmiech ogromny gdy wszyscy dostawali swoje prezenty,  każdy wyjątkowy i każdy wyjątkowo zapakowany. Ich radość to radość moja! A dla nich największą radością jest radość Lenki!!


 
 

Ta to miała zajęcie! Rozdawanie prezentów sprawiło jej chyba większą przyjemność niż rozpakowanie swoich!. A poza tym to prezenty mało ją interesowały. Bardziej zainteresowana była zjadaniem czekoladowych bombek! Objadła chyba wszystkie, które były w zasięgu jej rączek!




Nasze prezenty były w tym roku "przyszłościowe". Tak chcieliśmy. Bo wielką radość daje mi już zbieranie rzeczy do nowego domu. Nie mamy prawie nic więc radość sprawia nam wszystko:)

Pogoda mało zimowa i mało świąteczna. Ale klimat Świąt poczułam. Zapachniało mi tą magią wielką!
Byliśmy razem, bez zegarków i bez pośpiechu.



A dziś? Dziś wizyta u lekarza bo Lenka z wysoką temperatutą chodzi już drugi
dzień. A w nocy napędziła nam nawet stracha. Niby nic.Czyste gardło, oskrzela. To zęby. Prawdopodobnie.

Teraz czas poświąteczny spędzamy bardzo razem. Ona chce bliskości naszej,śpiewania, noszenia i tulenia. Nam ręce opadają, plecy bolą bo nawet usiąść nie chce... ale serce mi pęka jak płacze.
W chowanego się bawimy. Ona chowa się za pudłem po koniu, którego dostała. Udajemy że jej szukamy, "gdzie jest Lenka??" - pytamy a ona wyskakuje i krzyczy "tutaj!" :))

Piękny był to czas. Piękny. Nasz.
Zatrzymać bym go chciała...
Zatrzymałam... w głowie, na fotografii, i w sercu...

Anioł - Pracownia Foggi
Klocki i koń na biegunach - Biedronka:)))

niedziela, 23 grudnia 2012

Tuż, tuż...

 << Gdyby wszystko w naszym życiu przebiegało zgodnie z oczekiwaniami, nie mielibyśmy nic do roboty. Gdy znajdziesz się w sytuacji, której nie jesteś w stanie sprostać, odpocznij.
Wszechświat nadal będzie ci sprzyjał.>> P.C.



Tak, dobrnęliśmy... Gonitwa, bieganina, na głowie prawie stawałam. Ale jest dobrze. Świątecznie bo rodzinnie.
Chcę, pragnę pobyć w te Święta. "Być" z rodziną, z Lenką, z Tomem mym. Bo to czas dla nas. I rok podsumowujemy powoli. Tyle się wydarzyło pięknych rzeczy w naszym życiu...
Nie lubię zimy ale dla Świąt mogę ją pokochać! Choć ta za oknem do zimy nie ppodobna tylko termometr przypomina że jednak jest.

Gotowe już wszystko prawie. Może nie dopięte na ostatni guzik ale trzyma się kupy i jest pięknie!
Prezenty popakowane. A każdy pakowałam z uwagą i radością bo wiem że to przemyślane prezenty. Z przesłaniem, znaczące i mam nadzieję ogromnie cieszące!
Choinka ubrana. Sztuczna i mała, ale na tą prawdziwą będzie miejsce w naszym salonie, za rok mam nadzieję. Stroik zrobiłam z pachnącej choinki więc czuję "drzewko".
Dekoracje powyciągane. Bombka, ulubiona, bo na pierwsze Święta Lenki robona, stoi i cieszy:) Czyściutko i pachnąco w domu... to wspaniałe uczucie - czuć Święta...




I dom cieszy, mimo że Święta w tym roku jeszcze nie w nim...
A Nowy Rok wielkie nadzieje niesie.
I już obmyślam jak ten dom będzie wyglądał za rok.



 A prezent jeden doszedł do nas w czwartek. Uśmiech ogromny wywołał na twarzy bo choć spodziewałam się przesyłki, to nie spodziewałam się już (miała być dopiero wysyłana w czwartek) i nie spodziewałam się tam takich cudowności!!

Sprawczynią jest Paulina. Marcysia piękna wylosowała swoimi rączkami właśnie mnie i w ręce nasze oto dostała się paczka! Piękna bo wszystko w niej można było znaleźć. I coś świątecznego, i coś z Irlandii, i coś z Kalisza, i coś dla Lenki i coś dla mnie. Po prostu cudo!!

Paulinko dziękujemy! Jesteś niezwykłą osobą! To taki prezent "przedświateczny", który wywołał radość na twarzy i w sercu!!

Przyszedł czas na życzenia.
Magiczny ten czas jest... i magii w życiu Wam życzę... tej, która rozpromienia twarz uśmiechem.
Wiary, w to że świat jest piękny, bo przecież jest, a ludzie wokół nas dobrzy.
Miłości, tej prawdziwej, wypełniającej serce tak, że miejsca w nim brak.
By te Święta były wyjątkowe, Wasze, rodzinne i ciepłe, tym ciepłem serdecznym!
Pachnących Świąt! Bo ja uwielbiam ich zapach!!
I poczucia spełnienia!
Że wszystko jest piękne i czas ten staje się magiczny... Teraz...

czwartek, 20 grudnia 2012

Wokół Świąt...




Powoli, powoli... czuję...

Zapach pierników już czuję. 
Upiekłyśmy. I ciasteczka kruche. Co lepsze już zjedzone. Ale te najpiękniejsze dopiero będą. Bo ozdabiać je dopiero będziemy.

Choinkę też czuję, choć nie ubrana jeszcze ale wieniec na drzwi nowego domu powiesiłam. I zapachniało mi tak ładnie...

Z dzieckiem pod pachą po sklepach biegałam ale prezenty mam. 
Popakować je tylko muszę którejś nocy. Żeby takie wyjątkowe były, oko cieszyły i żeby choć na chwilę pod choinką tak pięknie było...
Obmyślam każdy szczegół. Każdą wstążkę, drobny dodatek. A pewnie okaże się że zapakuję je w pośpiechu i nie do końca będą cieszyć oczy, bynajmniej moje.

Kartki wysłane, prawie. Ręcznie robione chciałam żeby były. Bo tradycyjne kartki to ja chyba zawsze wysyłać będę. I choć może nie dojdą na czas te wysłane dziś...


Ale taki już urok tych tegorocznych Świąt. Że w pośpiechu, że nie do końca tak jak miało być...
Popołudniami męża nie ma bo akurat teraz wypadły drugie zmiany w pracy. Za wiele nie da się zrobić, no po prostu. 

I zapamiętam je pewnie długo. 
To że niby czasu na nic nie ma, bo ten czas ostatnio cenny tak jak nigdy przedtem. Każda minuta ważna i droga.
To że najpierw muszę zrobić przyjemność innym, mieć wszystko co potrzeba dla najbliższych a dopiero na koniec, może tuż przed Wigilią pomaluję swoje paznokcie. Choć, nie... przepraszam, u fryzjera byłam. Przyjemność dla siebie też zaliczona.
Żal tylko że teraz tak tym czasem Świątecznym dzielić się trzeba. Bo rodziny jakby dwie. Dwie Wigilie, po jednym dniu Świątecznym dla każdej a czas dla nas... może potem... może w Nowy Rok...

I czuję te Święta powoli. Zaczynam chłonąć ten klimat. 
W pracy ostatnie sprawozdania i będzie spokój, na tych dni kilkanaście.

W domu ostatnie porządki, na szybko zrobione ale przecież to nie istotne tak... 
Choinkę się ubierze, dekoracje powiesi, będzie tak cudnie... 
W sobotę pójdziemy na ostatnie roraty...
 

Lenki świąteczną kreację wyprasuję, pierniczki rozdamy piękne.
I ze spokojem i spełnieniem usiądziemy do stołu w Wigilię...


Witam wszystkich nowych obserwatorów. Cieszę się że jesteście wszyscy. Pomimo moich dni ciszy. Pomimo tych dni mało produktywnych na blogu Was jest więcej. To cieszy i skrzydeł dodaje!

Z życzeniami jeszcze wpadnę za dni kilka.



czwartek, 13 grudnia 2012

Uśmiech


Czas wziąć się do kupy!
Wszak czas noworocznych postanowień idzie. Postanowień, planów...
A oczy mojej Leny tak pięknie patrzą każdego dnia że nie mam mowy o smutkach...
Małe smutki, te w środku są, będą, ale dziś słonko tak pięknie świeci że aż serce rośnie i uśmiech na buz.

A jak tu myśleć o nowym roku jak w tym jeszcze tyle rzeczy do ogarnięcia...
Ten Nowy Rok wyczekany taki się staje!

Marzyłam, cicho liczyłam że zima to późno przyjdzie, że łagodna będzie do Świąt i pomoże nam tym samym. Pomoże nam dokończyć co niedokończone w domku naszym...
No ale się przeliczyłam...
Jakoś sobie radę dać musimy. Pomimo mrozów w domku temperatura nie spada poniżej 5 stopni.

Więc jest dobrze. Wylewki już prawie. Robią się dziś! Szczęśliwa jestem! Ogromnie!
Ale gonitwa była! Bo instalator to ogrzewania w łazience nie skończył! Tu poprawka bo się źle trzyma, tam dokończyć musi jeszcze...
A zamówienie do wylewek duże takie! I nie było nigdzie styropianu takiego jak trzeba. A tonę cementu i pięć kubików piasku to przecież my naszą astrą nie przywieziemy...
Ech! Jak już te podłogi będą, jak już to się skończy, to Nowy Rok przywitamy z ukończonymi wielkimi pracami.
I kafelki wybierać będziemy, panele i lampy...
Rysować, urządzać będę...


O tej porze roku zawsze czułam już atmosferę Świąt.
Teraz jakoś nie bardzo.
A robię przecież te aniołki z makaronów. Już nie po 12 sztuk ale 20 od razu bo czas ucieka. I bombki i kartki robię... i nic. Nie czuję. Prezenty już nawet mam. I nic. Coraz bliżej ale ja jakoś wciąż mam wrażenie że jeszcze daleko...

Lenka "mamuś" i "tatuś" woła tak pięknie! Tak mądra bardzo jest, słucha i rozumie. Mówi, powtarza. Nie mogę się nią nacieszyć ostatnio. Obojętnie ile czasu bym z nią nie spędzała ciągle mi mało. Skok rozwojowy mam chyba:)

W pracy choinka ubrana na piętrze. I aniołki moje są i bombka co rok temu zawisła:) A druga ta co prezentem dla Basi była:)



Fajnie że jesteście! Świat milszy, przyjemniejszy i fajniejszy od razu jest!

czwartek, 6 grudnia 2012

...



Świat. 
Początek, koniec, kolejność wszystkiego i ten ład odwieczny... tylko człowiek go burzy.

Ktoś się rodzi, ktoś umiera...

Naturalne to takie a jednak mimo to nie łatwo godzić się na wszystko tak bez buntu. 
Dlaczego? Po co? 
I nie warto o tym myśleć przecież, i tak wiele złych wieści ciągle dookoła, wiele zła obok. 
Ale wierze w to że świat jest piękny a ludzie dobrzy... Mimo wszystko!
Wiem że wszystko mija i na wszystko jest wyznaczony czas pod słońcem. Wiem że nawet jeśli najdą mnie chwile zwątpienia to w końcu po dniach kilku podniosę się...

Ktoś się rodzi, ktoś umiera...
Urodziła się Hania... córeczka mojej dobrej koleżanki z liceum. 4 lata mieszkałyśmy razem w internacie potem w wynajmowanym poddaszu. Tyle pięknych chwil nas łączy...
Teraz widujemy się rzadko, bardzo... 
I Haneczka "bryka już na świecie" jak to napisała jej mamusia:)

Umarła koleżanka mamy... Jakoś tak szybko, bezboleśnie chyba i w nocy. 
Córka z nią zamieszkała, ta starsza, nie była sama. Myślałam że Święta spędzą razem...
Przykro tak... smutno bo Mikołajki przecież a młodsza córka, ta wyjątkowa bo inna, obchodzi dzisiaj urodziny... bez mamy już...

I wiem, miałam nie pisać...
Napisałam bo to refleksja dla mnie na kolejne kilka dni. 

Człowiek silniejszy się staje dzięki doświadczeniom... silniejszy duchem.


środa, 5 grudnia 2012

Kryzys i Mikołaj



Mam kryzys.
Pisania.
Muszę odpocząć.
Nie piszę ostatnio nic fajnego, wartościowego, mądrego...
Nie winię już braku czasu, bo znajdę go jak tylko chcę. Ja po prostu nie wiem co pisać. I jak?
Zgubiłam gdzieś sens tego chyba...
Opadły skrzydła... kolejny raz.
Myśli dużo ale wszystko w takim nieładzie. Czasem nieład artystyczny jest. Nie u mnie. Nie tym razem.
A przecież albo coś jest fajne, choć trochę... albo po prostu tego nie ma.

Może każdy coś takiego przechodzi, chwile zwątpienia...

Nie chcę już marudzić,narzekać.
Może potrzebuję jakiegoś impulsu, albo po prostu przekonania.


Czytam dużo. I będę to robić. Uwielbiam to robić.
Karmić duszę mą słowami, które bliskie memu sercu tak często. Podglądać myśli i uczucia. Uczyć się, wzorować i podziwiać! Uwielbiam!
I może chciałabym mieć więcej czasu, może chciałabym coś zmienić, więcej być, dla siebie, dla córki, dla męża... może chciałabym więcej robić...
Może...

Chyba zatrzymam się, przemyślę wiele, poukładam w całość.
Zwolnię i zajrzę w głąb siebie. Może "będę" zwyczajnie po to by pooddychać, pospacerować po parku i potarzać się w śniegu. Pośmiać i poukładać zabawki...
Przygotować się na Święta  i pobyć w te Święta...

Obiecana Lenka Mikołajowa. Z życzeniami dla Was! Wspaniałych przeżyć i pięknych chwil!
Lenka dziś i rok temu!!





wtorek, 4 grudnia 2012

Pracowicie...

Pracowicie u nas...
Praca pracą ale jakoś dużo się robi i dzieje ostatnio poza nią.
Święta tak czuć powoli...
Mikołajki za dwa dni, potem już kartki trzeba wysyłać a ja swoich jeszcze nie porobiłam.

Korzystamy że mamcia moja ma przymusowe wolne od pracy i dużo czasu z nią spędzamy. Bardziej Lenka, ja korzystam i załatwiam różne rzeczy.

Chciałam podarować aniołka bliskiej "koleżance" brata mojego. No ale przecież nie będę robić dwóch. Zrobiłam dwanaście od razu. Lenka mi pomagała.
Rączki im połamała ale jakoś wyszły.
Obdarowuję teraz nimi wszystkich dookoła! Taką mi to frajdę sprawia!
No i muszęich zrobić więcej!



Bombkę też zrobiłam na zamówienia, zielona miała być. I wyszła!
A czerowną robiłam w nocy żeby dziś Basi na imieniny podarować! Pokażę innym razem bo w tym pośpiechu nawet zdjęcia nie zrobiłam.



Chłonę teraz te wszystkie świąteczne inspiracje.
Prezenty zbieram.
Bileciki drukuję, wycinam.
Ciasteczka zrobić muszę. Coś nowego bym ugotowała też...

Cieszę się! Zwyczajnie się cieszę!
Że Święta, że razem, że wszyscy...
Że kolejne to w naszym domku już będą.
Zaproszę wszystkich, po nocach gotować i piec będę z radością!

A Lenka kucyki już nosi! I śmieje się tak pięknie że aż serce rośnie!!



Mikołajkowa Lenka za dwa dni! Okazjonalnie żeby było :)

piątek, 30 listopada 2012

Sekunda...

Ten mój Bohater, Mama, miał wypadek...
Telefon 5 rano.
Serce na chwilę mi zamarło.

Na szczęście nic poważnego jej się nie stało, tak myślę ja... i ona też tak myśli. Ale do lekarza idzie.

Samochód nasz, nieważne, trochę mocno zbity.  
Pojechałam, zobaczyłam, samochód trzeba było ściągnąć. 
A ona mi się na szyję rzuciła i płakać zaczęła. "Zobacz jak wygląda", powiedziała. A ja dziękuję w duchu że mamcia cała.
Tak niewiele trzeba, chwila, ułamek sekundy...

I nie zawsze zależy to od nas...


A w nocy Lenka płakała i "baba" wołała przez sen. 
Nie spałam pół nocy bo taka niespokojna była.
I jak tu nie wierzyć w przeczucia?

Ostatnio jakieś ciężkie doświadczenia los nam rzuca.
Niby jestem optymistką ale zawsze coś we mnie mówiło że jak jest dobrze to za długo tak być nie może.


A czy jak jest źle to też się szybko to zło skończy??


Całus na dzień dobry! I miłego dnia!

środa, 28 listopada 2012

A ja lubię swoją pracę...




 Tyle pisałam o  marzeniach... Spełniają się każdego dnia coraz bardziej.
Rodzina, własny dom... własne miejsce i swój świat...
Kiedyś wydawało się to niemożliwe.
 A jednak.
 Los lubi płatać nam figle :)

Żeby móc spełniać te marzenia i w przyszłości marzenia dzieci wróciłam do pracy.
Bo mam fajną pracę, dobrze płatną i co rzadko się ostatnio zdarza zgodną z moim wykształceniem. Ale łatwo można zostać w tyle, ciągle się douczam.

Do dziś mam czasem wyrzuty sumienia że nie ma mnie kilka godzin w domu ale taką podjęliśmy wspólnie decyzję. Nie czułam się zmuszona do powrotu, ja chciałam to zrobić.
Chyba nie moim powołaniem i nie moim "byciem" jest ciągłe siedzenie w domu. To ciężkie zadanie.
Nie wiem jak będzie kiedyś, gdy może będzie nas więcej, gdy będzie więcej rzeczy do ogarnięcia.

Ja mam pracę w stałych porach i zawsze gdy tego potrzebuje mogę wziąć wolne, pojechać do domu gdy się coś dzieje, wyjść na chwilę...
Tom pracuje na zmiany, czasem on jest w domu gdy mnie nie ma. On jest tym co ugotuje obiad i wyjdzie na spacer z Leną. Ale czasem się przez to mijamy...

A ja o pracy chciałam  więcej. Mogłabym się rozpisać o  całym powrocie, szumnie ostatnio jakoś o tym. Szanuję mamy które zdecydowały się zostać w domu z wyboru. Ale wiem co czują te, które do pracy wrócić muszą. Urlop macierzyński ma być przedłużony do roku. I chwała za to! Gdyby wychowawczy był płatny być może zostałabym w domu.

Zawsze myślałam (czytaj w podstawówce i trochę liceum) że jestem bardziej humanistką. Historii nie lubiłam ale książki czytać, omawiać, wypracowania pisać... to uwielbiałam!
Chemię lubiłam zawsze ale fizyka czy matematyka to zmora była.
A jednak! Los lubi płatać nam figle jak już pisałam.
Wylądowałam na Politechnice.
Ja inżynierem??
Jeszcze rok przed maturą gdyby mi ktoś powiedział że będę mieć takie zajęcia jak: geodezja, fizyka, termodynamika, inżynieria elektryczna czy coś takiego to bym go wyśmiała normalnie!!
Zmieniałam kierunek ale ostatecznie ukończyłam studia z wyróżnieniem i pracę znalazłam w dwa miesiące!!

No i się zaczęło!! Delegacje. Cała Polska i cały przemysł energetyczny stanął przede mną!



Kobieta w kasku (do tego białym) na elektrowni albo elektrociepłowni czy choćby ciepłowni to fajny i rzadki widok. A najlepszy widok to ten, jak mężczyźni się zastanawiają "co ona tu robi?". Powoli staje się to normalne ale jeszcze kilka lat temu takie nie było:))
Teraz jestem "umysłowa", siedzę przy biurku wszak dziecko mam małe i delegacje mnie nie obowiązują.

I mimo że zarobiona jestem ostatnio ogromnie wkleję zdjęcie mojego miejsca małego, gdzie liczę, piszę, rysuję i się wkurzam!




Muzyka cicho gra, muszę się odciąć bo dyrektor głośno krzyczy do telefonu, słychać go aż tutaj...
A najlepszą atmosferę w pracy tworzą ludzie. I mam to szczęście że pracuję ze wspaniałymi ludźmi.

Zdjęcie poniżej na luzie bo nie w pracy byliśmy a  "pozwiedzać" sobie. Największą chłodnię w Polsce.
Gdzie jest Iza??

 

poniedziałek, 26 listopada 2012

Broszki, spinki i moja Lenka:))

Nie jest źle.
Słońce od rana świeci. Pogoda jak na koniec listopada wręcz wymarzona dzisiaj!
I na duchu tez już jakoś lepiej, łagodniej...
A ja znowu doceniam moc przyjaźni!!
To niesamowite jak telepatycznie  czasem wręcz łączę się myślami z kimś kto jest daleko!
Cały tydzień poprzedni był taki ciężki. I fizycznie, bo dużo pracy, dużo zajęć, szczepienie, gorączka, ciężkie noce... i psychicznie, bo jakiś dół, bo już na cierpienie patrzeć się nie da...

A tu w czwartek czeka paczuszka.
Niespodziewajka! 
Od Justyny! Guru moje! Ona mi broszki zrobiła!! Takie piękne! Z zamka błyskawicznego! Z filcu! I sutaszowa też! Kolczyki z filcu (zdjęcia nie mam niestety)!
Dwie dziewczynki małe ma i czas znajduje na takie rzeczy! Jeszcze dla mnie!
Ech! Wzruszyłam się jak spineczkę dla Lenki zobaczyłam! 
I nie uwierzycie co jeszcze było! Makaron! Do aniołków, taki mniej spotykany, co go wypatrzeć na półkach w marketach nie mogłam nic a nic! Ona w Lublinie więc z "Lubelli" może większy wybór miała. I Justyś mi go do pudełka po serku włożyła i wysłała!!
Piękne aniołki zrobię teraz! Oj piękne!!
Niesamowita jest!!
I jak tu buzia ma się nie uśmiechnąć! No jak??

A potem w sobotę sesja Lenki. I znowu radość bo Basia czas znalazła dla nas! Mikołajowe zdjęcia robiliśmy! Biegałam po sklepach i czapki szukałam żeby do kartek i prezentów Lena-Mikołaj buzie rozweselała! Zdjęcia pokażę ale bliżej Świąt bo one taki klimat już mają...

I tak przy okazji to te zrobione cudo od Justynki Lena zaprezentowała! 
Opasek nie lubi a mamy takie piękne, na zdjęciach tak ładnie wyszły...





 
Miłego tygodnia życzę! Pogody jeszcze pięknej!
I czasu... na rozmowę, pocałunek, na sen, książkę i na co pragniecie...

środa, 21 listopada 2012

Zwykły bohater... mama

Jest taka miłość inna niż ta książkowa z romansów.
Inna niż ta szkolna, w spodniach w kratkę i słomkowym kapeluszu... inna niż ten wybór i wierność temu wyborowi...

To miłość rodzicielska.
Jak kocha tata to ja nie wiem z doświadczenia, widzę jak kocha Lenkę nasz Tom. Pięknie tak...
Ja nie pamiętam bo jak się ma 6 lat to z miłości niewiele się pamięta. Wiem że kochał...
Więź matki i dziecka jest wyjątkowa. I nie mówię o tych drastycznie skrajnych przypadkach złych.
Bo o nich aż słuchać przykro...

Moja mama.
To o niej chciałam napisać.
Ostatnie dni pokazują mi jaką jest wrażliwą i wspaniałą kobietą.
Wiedziałam  to! Zawsze!
Silna! Sama z dziećmi została, tak wspaniale dawała sobie radę w życiu! Nie jedna choroba jej nie złamała. Gdy mała byłam nie widziałam w niej tej silnej kobiety. Widziałam tylko mamę, która trzyma nas krótko, obowiązkami zasypuje i nie rozumie.
A ona rozumiała, tylko nie zawsze rozmawiać potrafiła. Bo jak wytłumaczyć dziecku że teraz to ona i tatą i mamą będzie??

A gdy lata mijały to przecież i jej coś od życia się należało.
Chciałam żeby ułożyła sobie życie, żeby wiedziała że my zawsze będziemy blisko ale każde w swoją stronę pofrunie...
Dla nas wyjechała za granicę, bo szkoły, studia, komputer mieć chcieliśmy...
I ten najmłodszy tylko nauczył się że zawsze wszystko ma, bo mama chciała żeby miał...
 Ja się buntowałam. Że u dziadków żyć muszę, że bez mojej zgody taką decyzję podjęła. A ona chyba wyjścia nie miała.... tak myślę teraz.

Dziś dziękuję że mogłam studiować. Że na Politechnice nawet i teraz robię to co robię!
Wyszła za mąż drugi raz. Chciała lepiej dla siebie, dla nas, chciała dom mieć normalny i rodzinę jak należy.
Wybraniec made in Portugal!
Egzotyczna rodzina się zrobiła!
Nawet Dziadzio zaczął wino do obiadu popijać bo przecież w Portugalii chleb
i wino do posiłku być musi .


Dom w Polsce, dom w Portugalii, praca w Anglii, Niemczech, Holandii...
Życie się pokomplikowało a moja mama zawsze wiedziała czego chce. Uparcie dążyła do celu i osiągała go kosztem wielu wyrzeczeń czasem! Codzienność stała się normalnie zwyczajna. Bez egzotycznych obiadów i przyjaciół wielojęzycznych.

Chciała już wrócić.
Wszystko na nowo zaczynać musiała.
Praca jakaś być musi bo przecież do emerytury jeszcze trochę.
Wnusia na świat przyszła więc jak mogłoby jej tu nie być??
Kocha nas miłością wielką! A Lenkę kocha chyba jeszcze większą!!
Jest! Pomaga czasem aż za bardzo. Taka już natura jej, myśli że wszystko robi najlepiej. Po niej to mam!
I niektórzy mówią że za bardzo szczera i bezpośrednia czasem jest.
Że w język by się ugryzła lepiej...


A dziś gdy koleżanka jej po szpitalu w domu leży bez nadziei prawie, i Święta chciałaby jeszcze przeżyć, gdy córka jedna jakby sprawy nie zdaje sobie że ma chorą mamę i pokazuje się raz na kilka dni, a druga w swej wyjątkowości na pewno do końca nie wie co się dzieje bo natura jej dodatkowy chromosom dała - to ta moja mama śpi z nią, w nocy wstaje co 2 godziny i wodę podaje. Plaster z morfiną przykleja i odprowadza na warsztaty tą młodszą żeby rozwijała się jak tylko może najlepiej bo gdy tej mamy zabraknie to nie wiadomo co z nią będzie...
Chodzi, pyta, radzi się lekarzy...
Siebie zaniedbuje.
Bo hospicjum trzeba załatwić chyba, bo  siostra siostrę chce oddać do domu opieki to dom ten dobry musi być i blisko żeby moja mama mogła ją zabrać czasem do siebie...
Dziś wiem że tą wrażliwość mi wpoiła. Tą miłość zwykłą. Bo ona nie robi z tego szumu, uważa że tyle może zrobić więc po prostu to robi...
A mi łzy się cisną do oczu...

A to pół roku temu... ciepło, słonecznie i ta miłość!!





wtorek, 20 listopada 2012

My...tu...

Jesień w pełni.
Dni takie ponure trochę, mało słońca i krótkie... chodzimy na spacery popołudniami, potem już niewiele czasu na zabawę zostaje...
Dziś sobie pomyślałam że muszę wykorzystywać każdą chwilę. One takie krótkie, takie małe i takie ulotne...
Ostatni tydzień był smutny. Prawdziwie tak. W atmosferze szpitalnej. A śmierć tak blisko...
Może nie bezpośrednio ale blisko że prawie i prawie jak w rodzinie...

A ja tak narzekałam na pierdoły ostatnio...
Czasu tak niewiele mamy...
I zła jestem na tą bezradność ludzką wobec choroby.

Więcej myślę, mniej mówię...






sobota, 17 listopada 2012

Świąteczne klimaty!

Tak szybko będzie bo ja czasu ciągle nie mam.

Byliśmy na urodzinach dziś. Urodziny doroslych ale dzieci trochę było! Fajna zabawa i wróciliśmy o 22! Mam nadzieję że dziecko pośpi rano co najmniej do 8!

Z okazji spotkania chciłam obdarować czymś własnoręcznie wykonanym naszych znajomych. I zrobiłam świąteczne aniołki z makaromu.
Inspirację dała mi moja Justynka, koleżanka z liceum. Daleko jesteśmy od siebie ale zawsze o niej pamiętam! I kocham ją za jej pomysły! Za te cuda, które tworzy! Ja czasem tworzę tylko marne podróbki.
Oto one:



Pierwsze, zrobione dzisiaj i na szybko. Produkcja ruszy niebawem, jak tylko znajdę więcej czasu gdzieś...

I pomyślałam że pokażę przy tej okazji moje zeszłoroczne bombki. Kilka tylko. Bawiłam się w to rok temu, w tym roku porobię coś innego.





Dobrej nocy:))

wtorek, 13 listopada 2012

Bliscy młodzi...

Dzień taki szybki.
Jak wszystkie ostatnio!
Szybki taki że wieczorem się zastanawiam czy ja na pewno zrobiłam wszystko ważne co miałam zrobić bo się gubię powoli. NIE. Nie zrobiłam. Ale zrobię jutro.
A jak przychodzi weekend to czasu tego więcej dwa razy i więcej chce się zrobić.
A ostatnio wyszło jak zawsze, czyli nic.

No dobra wyspałam się chociaż troszkę bo usypianie Lenki trwa długo i zasypiam szybciej ja. Potem macham ręka tylko, idę się umyć i zostawiam wszystko na dzień następny.
Więc nie zrobiłam nic ale się wyspałam.

Odwiedził nas mój brat. Nas, tzn mamę naszą, siostrę, mnie i całą resztę! Syn marnotrawny!
Mam i siostrę i brata! Brat niby przyrodni ale nigdy się nad tym nie zastanawiałam bo przecież mamuńke jedną  mamy! I razem zawsze! On tylko nas miał! A my tylko tego brata jednego! Choć ja zawsze starszego chciałam. A tu młodszy 8 lat.
Jeszcze taki nieodpowiedzialny, szaleńczo zabawowy i ciągle zakochany... w kimś innym!

A siostra to idealna taka! Cudowna czasem aż za bardzo! Taka poukładana. I w teatrze gra, i pracuje, kilka kierunków skończyła i ciągle się uczy. Jeździ, zwiedza, szaleje i korzysta z życia. Przyjaciół wspaniałych ma!
Ja najstarsza, przykład miałam dawać, wzorem być... a czasem to aż mi żal że ona taka "lepsza", taka jak ja chciałabym być ale jakoś zabrakło czegoś...

Mamuńka przeszczęśliwa że obiad dla wszystkich swoich dzieci mogła ugotować. Z wnusią pół dnia mogła się pobawić! Wszyscy razem...
A czas szybko biegnie. Brat musi jechać do pracy. Na weekendy częściej jeździ do dziadków. Obiecuje że przyjedzie bo blisko będzie, że na Święta na pewno! Że dla nas sztućce pod choinkę mieć będzie te co chciałam... A na Lenkę to napatrzeć się nie może!
Siostra też się zbiera na pociąg do Chorzowa. "Kiedy wpadniecie?" pyta.
Jutro chciałabym, pojutrze może...
A czasu brakuje. Popołudnia takie szybkie!

I mimo że tak szybko, że tak teraz troche obok siebie jesteśmy, cieszę się że ich mam. Rodzeństwo!
Brat jak gość, rozmowa o niczym a zarazem o wszystkim! Rzadko dzwoni. Taki już jest. Ja to szanuję.  Chciałabym tylko żeby jeszcze odrobinę zmądrzał ale to moje pobożne życzenie:))

A siostra niby blisko a jednak daleko. Wybrać się jakoś ciężko na kawusię. Ona takie ciasta boskie piecze! Muffinki!! Torty pyszne! Ma pomysły takie świeże i piękne!
A zawsze jest wielka wyprawa do niej. Czasami wpadnie do nas. Czasami. Bo ma swoje życie przecież, przyjaciół i swoje potrzeby.

I ten dom nasz, co gotowy prawie jest, cieszy mnie jeszcze bardziej ze ja do siebie" ich zaprosić będę mogła!! Marzyłam że na Święta.... ale może jeszcze nie te...

A Lenka szaleje!!





piątek, 9 listopada 2012

Może jakaś myśl doda mi sił...

<<Jeszcze ten jeden raz
Nie słuchać niczyich rad
Robić za błędem błąd
Walczyć o byle co, byle co
Jeszcze ten jeden raz
Na wsi gdzieś jabłka kraść
Przeżyć znów pierwszy dreszcz
Wiedząc to, co dziś wiem, co dziś wiem

Nie rosnąć i nie chodzić spać
Przyzwoitości w twarz się śmiać
Przyjaciół nigdy nie bać się
I z romansów tylko miłość znać
Wierzyć, że można zmienić świat
Nie czuć, jak szybko mija czas
"Żyć nie umierać" słów poznać sens
Nim na opak całkiem zmienią się>>     
                                                                                                                                       /A.D./


Sezonowa depresja, dopadła mnie chyba...

A może znowu jakaś choroba po prostu. Sama nie wiem. Ale chciałabym wiele a nie robię nic... po prostu. 
Dzień podobny do każdego... ja taka zawieszona, mechanicznie robię co muszę...
A chciałabym tak wiele... brak mi energii

Na lepszy humor oglądam zdjęcia w pracy: 




foty by Basia:)

Czekam na lepsze dni...

wtorek, 6 listopada 2012

O Basi...


O przyjaźni już tyle zostało napisane...
I takimi pięknymi słowami że ja nie umiem nic dodać.

Ale dodać chyba muszę. Bo chciałam napisać o Basi.
Basia to moja przyjaciółka. 
Ta druga jakby. Ale druga nie dlatego że w kolejce jest tylko dlatego że ta przyjaźń później się narodziła. Choć znałyśmy się od dziecka, do przyjaźni dorosłyśmy.
Tej prawdziwej.

Listy papierowe pisałyśmy do siebie gdy w podstawówce wyjechałam. Takie o wszystkim i o niczym. I gdy wróciłam po 8 latach, ona była. 
Ja zagubiona a niby w rodzinnym mieście. I z tamtych znajomych to ona tylko została...
Domownikiem byłam u niej w domu. Tak jakby...
Zawsze mogłam na nich liczyć.

A jej życie różnie się układało...

Urodził się Patryk. Mój Chrześniak:)
I ona sama z nim... została...
Życie pisze różne scenariusze o jakich nawet nie śnimy...
Jej był kiepski.

Dorosła, zmieniła się, przewartościowała życie...
I jest. Ciągle. Razem z nami.
Ułożyło się to życie. 
Ma wspaniałego męża a Patryk ma dziś 11 lat i jest przystojnym, mądrym młodym facetem:)

Basia robi Lence piękne zdjęcia. I nie tylko Lence. I nie tylko zdjęcia. 
Bo ma talent! 

I żal czasem tylko że nie mieszkamy już w tej samej klatce. Jeden telefon i mogłyśmy pośmiać się przy kawce. I płakałyśmy też. Nieszczęście jej dotykało tak samo mnie.
Ja na parterze, ona na dziewiątym, jak w domu jednym... Przez domofon wołałam ją do siebie.
Bliźniaczki prawie bo ten sam dzień urodzin mamy tylko rok różnicy.

I namawiam ja do założenia bloga. Bo choć mówi że pisać nie potrafi, tyle rzeczy ma do pokazania!

Cieszę się że jest! To taka szczera i prawdziwa radość bo wiem że jest. Jest blisko! A czasem tej bliskości bardzo trzeba.
Bo my przecież jak rodzina!
Kocham Was!