wtorek, 29 października 2013

Aniołki i kwiaty...



Śmierć
cmentarz
znicze i kwiaty

jakoś zawsze towarzyszyły mi w życiu
tata zmarł jak miałam 6 lat
potem odszedł dziadzio

na 1 listopada pisałam "listy do nieobecnych" jakby byli obecni...
co roku
nie zamawiałam kwiatów, tym zajmowali się inni...

ja pisałam, jak do przyjaciół, którzy są, tylko mieszkają gdzieś dalej
 to mi pomagało
bo czasem ciężko było bez taty...
nawet nie wiem co zrobiłam z tymi listami bo nie mam ani jednego
spaliłam może?

z biegiem czasu ja zaczęłam zajmować się opieką na cmentarzu
z siostrą
mamy nie było na miejscu
zawsze wybierałyśmy żywe kwiaty
goździki czerwone albo anturium bo dobrze się trzymają a przede wszystkim je mama zawsze  kupowała

to takie przewrotne bo gdy dziś wybieram kwiaty, aniołki, znicze na cmentarz
o mamie myślę najbardziej
jej pytam co wybrać
bo poniekąd to jej chcę zrobić przyjemność
żeby było tak jak sobie obmyśliła...

mój brat leży tam gdzie mój tato, razem
choć spokrewnieni nie byli

w tym roku nie ma wielkich przygotowań na 1 listopada
mama bywa tam czasem trzy razy w ciągu dnia
tam jest jasno w najciemniejszą noc
i kwiaty kwitną cały rok
jest czysto bo ścierką przeciera pomnik co najmniej raz dziennie
kasztany od Lenki porozrzucane leżą

tylko liści na drzewach już nie ma  i tak pusto wokół trochę...

środa, 16 października 2013

Coś wielkiego...



Jestem
a ktoś pomyśli może że mnie nie ma
mieszkam
w domu nowym
gotuję już, piorę i sprzątam...

tak czekałam...

Są w życiu wydarzenia ważne
tak ważne że wywierają ślad głęboko
przeżywam jedno z nich

są te dobre wydarzenia wśród nich
są też te gorsze, te przykre albo tragiczne...

wiem że czekać warto i marzyć warto
dla tych chwil
dla tych dobrych
tych ważnych

ważna była ta noc
ważna i wyjątkowa
to taka noc, którą pamiętać trzeba
bo wyczekana, wymarzona
ważna nie tylko dla mnie
taka w chaosie i bałaganie trochę
w zmęczeniu bo dziecko budziło się 4 razy w nocy
w poczuciu spełnienia
w poczuciu szczęścia

pierwsza noc w nowym domu... za nami :))

Teraz niby wyjątkowo a tak codziennie już
poranek w pidżamach do południa
z odgłosem tupania bosych stópek po podłodze... naszej...
I w bałaganie na razie. Z głową pełna pomysłów tylko jakoś efektów nie widać. Szafki zapełniam by za chwilę wszystko przestawiać raz jeszcze bo nie wiem jak lepiej będzie.
W takim chaosie na razie.
Wiem że jeszcze daleko do porządku i ładu.
Ale cieszymy się każda chwilą razem w tym domu...
Tym przestawianiem z szafki do szafki cieszę się bardzo
cieszę się z działających sprzętów i ogromnego łóżka w sypialni
z wielkiej wanny i wody którą mogę do niej nalać

z kolorowego pokoju Lenki i jej uśmiechu gdy pyta co bym zjadła to mi ugotuje
z ciepłej podłogi, kotłowni i pieca mimo że się poparzyłam
z lekkiego światła wieczorem
z ciemności w nocy bo z dala od wszelkich latarni
cieszę się zapachem pieczonych babeczek i ugotowanym obiadem
każdą chwilą z dzieckiem
ona tak łatwo wchłonęła to wszystko...
 cieszę się ze wszystkiego tak na prawdę...

nawet z tego deszczu dziś za oknem
bo tak miło i w cieple posiedzieć można...

A domem się nacieszyć mogę, tak do końca, całą sobą teraz
24 tydzień ciąży i malutkie problemy się pojawiły
uważać musimy
mniej sprzątamy a bawimy się więcej
do pracy na razie nie chodzę

więc dlaczego tego dnia tak mało??



























Zapomniałabym...
Dziewczynka...
Pola będzie mieć chyba na imię:)